5 maja 2017

O: Letni dzień, w którym baranki nie mają różków

    Zupełnie nieplanowany "fanfik" do mojego własnego opowiadania, którego jeszcze nie napisałem. Z dedykiem dla przyjaciela, który sprawił, że zachciało mi się to napisać i wymyślił mi podstawę. Więc, to dla Ciebie S.
    Pisane na luźno, niepoważnie, bez większego planu, niektóre rzeczy mogą wyglądać dziwnie. Perspektywa Juliana, który w tym AU ledwo skończył szkołę średnią, zaś jego chłopak jest starszy około osiem lat.
    Wdzięczny będę za wszystkie literówki, błędy i poważne nieścisłości.



Letni dzień, w którym baranki nie mają różków
~*~*~*~*~*~
    Niezadowolony odchyliłem głowę i wziąłem głęboki wdech, przekładając nogi z leżącego naprzeciw pieńka na kolana siedzącego, na tej samej ławce obok, Jaspra, zaś plecy oparłem o ramię siedzącego po drugiej stronie Many. Pierwszy z nich zupełnie nie zwrócił uwagi, zajęty skrobaniem w jego błękitnym notesiku zarysu kolejnej dziwnej historii. Drugi zaś westchnął, prawdopodobnie zastanawiając się czy nie wstać tylko po to, żeby zrobić mi na złość, ale najwyraźniej zrezygnował.
    - Znowu po pięciu minutach masz poniżej tysiąca lajków?
    - Myślisz, że z moim strojem jest coś nie tak? Albo włosami? Lub może nie było dobrze widać moich oczu? – przytknąłem mu ekran telefonu do twarzy, obracając tułów do niezbyt wygodnej pozycji, pokazując swoje ostatnio zrobione selfie. On skrzywił się i delikatnym ruchem odepchnął moją rękę.
    - Myślę, że minęło pię- zapewne już sześć minut i przesadzasz – odpowiedział zmęczonym tonem, wracając do wpatrywania się w przestrzeń.
    - A może się starzeję i przestaję być już taki piękny? – Z pewną nadzieją na zirytowanie Many próbowałem kontynuować narzekanie, chociaż dobrze wiedziałem, że miał rację. Oczywiście i co zrobił? Zignorował mnie. Gdybyśmy się nie przyjaźnili to już dawno zwolniłbym go ze stanowiska „super tajnego, prywatnego ochroniarza”. Gdzie moja w pełni wymagana uwaga, kiedy jej potrzebuję?
    I wtedy właśnie odezwał się Jasper (który z wielką radością w czasach gimnazjum robił mi za psa towarzyszącego, bym wypadał lepiej na jego tle, ale do którego również się przywiązałem):
    - W ogóle to idziemy dzisiaj na ten festiwal sztuki? – Popatrzył na nas z błyszczącymi oczami, a ja przewróciłem oczami.
    - Nie widzisz, że przechodzę tu własną tragedię? – zapytałem, zerkając do telefonu. Prawie dwa tysiące. Mimowolnie się uśmiechnąłem z satysfakcją. Nie zamierzam oszukiwać – kocham atencję.
    - No, jakoś nie widzę. Podobno na tegorocznych targach pojawi się autor najlepszych kryminałów ever, Yuu! – podniósł głos pełen entuzjazmu; zerknąłem na niego znad ekranu uważnie, kiedy on kontynuował: - Będzie można z nim porozmawiać! Mogę zapytać o rady! Może kiedyś zostanę tak świetny jak on. – Rozmarzył się nagle.
    Czasami było mi przykro, że musiałem milczeć, ale jeśli nie chciałem zostać zamęczony przez tego małego fanatyka, nie mogłem mu wspomnieć, że „ten super genialny pisarz” jest mój. Dodatkowo, wygadałby się mojemu ojcu, a ja nie zamierzam ryzykować żadnego nadprogramowego spotkania z tym człowiekiem.
    - Jak ci tak zależy… Pójdę z tobą. Ty też pójdziesz, nie, Mana? – zerknąłem na wspomnianego, a ten wzruszył tylko ramionami. – Byle tylko mnie tam nie wystawili na pokaz. – Zaśmiałem się i wstałem energicznie z ławki.



    Poprawiłem słomiany kapelusz na głowie Many i uśmiechnąłem się radośnie, zaczesując swoje złote włosy częściowo na przód i sprawdzając czy mój kapelusz dobrze leży na miejscu.
    - Wyglądam idiotycznie – stwierdził po chwili, zakładając z powrotem okulary przeciwsłoneczne. Wiedziałem, że to z powodu letniego słońca, ale w ten sposób naprawdę wyglądał dziwnie.
    - Wyglądasz doskonale, Mana. Teraz nikt nas nie rozpozna, gdy będę ukradkiem obserwował Yuu. – Uśmiechnąłem się do niego, pokazując ząbki.
    - Nie wiem czy zauważyłeś, ale na twoje życzenie moje włosy są fioletowe, a ten kapelusz ich ni-
    - Cii! – Zakryłem mu palcem usta. – Wszystko jest zaplanowane perfekcyjnie. Idziemy! – odwróciłem się i ruszyłem w stronę sporej kolejki, w której to stał już od dobrych kilkudziesięciu minut Jasper, kiedy ja opracowywałem swój świetny plan. Tym ruchem oczywiście nie pozwoliłem Manie kontynuować tematu, ale krótkie obejrzenie się potwierdziło, że poszedł za mną. Dzielnie wyminąłem kolejkę, okrążając duży pawilon, w którym miało miejsce spotkanie z trzema pisarzami, w tym jakże pięknym, czarnowłosym, niebieskookim Yuu. Znalazłem całkiem dobry punkt obserwacyjny trochę z boku, za wielkim plakatem promującym jakąś książkę (z całą pewnością nie napisaną przez Yuu), ale ledwo się tam zaczaiłem i moich uszu doszedł znajomy głos.
    - Julianie, ustalaliśmy, że w godzinach pracy trzymasz się z daleka.
    Obejrzałem się dyskretnie, kącikiem tylko oka, dostrzegając wyższą ode mnie kobietę. Krótkie, bo sięgające powyżej uszu, brązowe włosy i grymas na twarzy mogły wskazywać wyłącznie na Wiktorię, główną korektorkę Yuu, z którą utrzymuje tak przyjacielskie kontakty, że wzięła sobie do serca bronienie jego kariery niczym jakaś menadżerka.
    Odchrząknąłem i obniżyłem swój głos minimalnie:
    - Julian? Musiałaś mnie z kimś pomylić – stwierdziłem, nie obracając się do niej przodem. Kątem oka zauważyłem, że stojący obok Mana zrobił facepalm.
    - Widać was było już od dobrych dwudzie-
    - W porządku, milady! – Przerwałem jej, obracając się w jej stronę. Ściągnąłem przeciwsłoneczne okulary Manie i sam je założyłem, krzyżując ręce. – Nakryłaś nas. Jesteśmy modową policją, a twoje ubrania są passé. – Wskazałem jej całkiem uroczą, ciemnoczerwoną koszulkę z białymi kotkami. Urocze w końcu nie oznacza, że modne. – Muszę cię aresztować.
    Kobieta podparła się pod boki, wyraźnie zirytowana.
    - Moje? A jego kapelusz, to co? – Głową wskazała mojego ochroniarza i też na niego popatrzyłem. Zepchnąłem szybkim ruchem kapelusz z jego głowy.
    - Mana, kto cię tak skrzywdził, zakładając ci coś takiego? Też powinien zostać aresztowany. – Pokiwałem głową z aprobatą do swojego pomysłu.
    - Dlatego cię aresztuję – odezwał się nagle Mana, łapiąc mnie za nadgarstek.
    - Hej, hej! Miałeś mnie chronić, a nie aresztować! – Nadąłem policzki, żeby pokazać mu swoje niezadowolenie, a wtedy on uśmiechnął się do mnie z pewnym rozbawieniem, odbierając swoje okulary.
    - Przed tobą samym również – stwierdził i pociągnął mnie z daleka od pawilonu. Wiktoria znała nas wystarczająco, żeby nie komentować.
    Rzuciłem tęskne spojrzenie na swojego mężczyznę, kiedy się oddalaliśmy, a on jakby wyczuł ten fakt i przez chwilę oderwał wzrok od swojej rozmówczyni. Nasze spojrzenia spotkały się przez sekundę, po czym straciłem go z oczu.



    Jedną ręką rozłożyłem swój szary sweterek na trawie w samym środku parku i usiadłem na nim, a obok siebie położyłem reklamówkę z kilkoma ubraniami, które to przed chwilą kupiłem. Mana usiadł obok mnie, ale na trawie, jak zwykle nie przejmując się tym czy się pobrudzi, czy też nie. W normalnej sytuacji prawdopodobnie zwróciłbym uwagę, ale nagła tęsknota, która ogarnęła mnie kilka godzin temu była tak wielka, że nawet zakupy i pasteloworóżowa wata cukrowa, którą w ciszy kończyłem jeść, nie były w stanie odpędzić tego uczucia.
    - Czuję się samotny. Przez ostatnie dwa tygodnie nawet nie dzwonił – stwierdziłem nagle, kładąc się ziemi, poniekąd pamiętając, żeby leżeć głową na swetrze. Opuszczony plac zabaw znajdujący się zaraz obok nas, dobijał mnie jeszcze bardziej. To zawsze było nasze miejsce i radosne wspomnienia były niemile widziane.
    - Niektórzy muszą pracować – odmruknął mi tylko, już kolejną godzinę pisząc z kimś przez telefon. Nie musiałem na niego patrzeć, żeby słyszeć niewyciszoną klawiaturę. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, by sprawdzić czy jestem w stanie zagrać u niego „wlazł kotek na płotek” na klawiszach, ale ta myśl uciekła tak szybko jak się pojawiła. – Dobrze wiesz, że przy tobie się nie da w spokoju pisać, a premiera jego nowej książki ma się odbyć za dwa tygodnie.
    - Tak, wiem – jęknąłem głośno, mimowolnie wyciągając telefon i z przyzwyczajenia od razu włączając Instagrama. Pięćdziesiąt tysięcy za zdjęcie z zakupów, na którym załapał się Mana. Byłem całkowicie przekonany, że część obserwujących mnie była tu dla ewentualnych zdjęć z moim ochroniarzem, ale niezbyt mi to przeszkadzało. Byłem popularny niezależnie od tego i mogli nazywać mnie atencyjną suką, pedałem, babą czy mówić, że poza wyglądem i pieniędzmi nie mam sobą nic do zaprezentowania. Robię zdjęcia po to, żeby pokazać im swój wygląd, nie charakter.
    - Dlaczego ojciec mnie nienawidzi? – zapytałem nagle. – Oczywiście, że chcę studiować, ale nie za granicą. Nie czuję się gotowy, żeby już teraz wyjeżdżać. Nie potrafię nawet poradzić sobie z dwutygodniową tęsknotą za Yuu, a później będziemy widzieć się jeszcze rzadziej… - Przytuliłem do siebie telefon.
    - Masz przejąć po nim firmę, więc chce byś miał dobre wykształcenie – odpowiedział mi Mana najoczywistszą, oczywistością. On w ogóle nie łapie momentów, w których chcę, żeby wspólnie ze mną ponarzekał na mojego ojca, serio. Nawet Yuu jest w tej kwestii lepiej zorientowany, a nie spędza ze mną każdego dnia. Z okazji braku jakiejkolwiek sensownej reakcji, postanowiłem udać obrażonego, co oczywiście spotkało się… Z zupełnym zignorowaniem mnie. Z drugiej strony, nie słyszałem już klawiatury jego telefonu.
    Usiadłem nagle i popatrzyłem na niego, kiedy był w połowie wstawania. Spokojnie otrzepał spodnie z piasku i trawy.
    - No to czas na mnie. Idę na modowy patrol, obym nie musiał aresztować Jaspra. – Uśmiechnął się do mnie rozbawiony, ale zanim zdążyłem w ogóle zapytać, o co chodzi, rzucił ostrzegawcze spojrzenie nad moją głową, po czym podniósł moją reklamówkę, odwrócił się i poszedł.
    Zamrugałem z konsternacją i obejrzałem się; aż podskoczyłem w miejscu wystraszony, kiedy na trawie przede mną siadł Yuu. Gdzie ja byłem myślami, że nie słyszałem kroków…?
    - Waaaaah! – Z takim też dźwiękiem, o ile to fizycznie możliwe w pozycji siedzącej, doskoczyłem do mężczyzny i przytuliłem go mocno, całkowicie ignorując fakt, że dotyk od zawsze sprawia mu początkowy dyskomfort. – Yuu, tęskniłem! – Zrobiłem smutną minkę na potwierdzenie, spoglądając mu w oczy.
    - Wiem o tym. Twój pies obronny jest strasznie marudny – stwierdził, ostrożnie odgarniając część moich włosów za ucho. Przechyliłem lekko głowę na bok. Mana do niego pisał cały ten czas? Uśmiechnąłem się nagle do siebie, wewnętrznie doceniając dobro mojego przyjaciela w chwili, kiedy ja powstrzymywałem się przed przeszkadzaniem mojemu chłopakowi.
    - Przejdźmy się – dodał po chwili i wstał, podając mi dłoń, a ja z chęcią przyjąłem pomoc. Zabrałem sweter z trawy, wyciszyłem telefon i potruchtałem za Yuu, który ruszył już w stronę rzeki.
    - Jak tam twoja książka? – zapytałem, idąc obok niego. Rzucił mi trochę zmęczone spojrzenie.
    - Wiktoria osobiście mnie udusi, jeśli odkryje, że wyszedłem się z tobą spotkać – mruknął w odpowiedzi. – Nie dałbym się przekonać, ale musiałeś przyjść na ten festiwal. Zazdrosny, że musiałem rozmawiać z innymi osobami? – Popatrzył na mnie z pełną uwagą, a ja jak za każdym razem pomyślałem, że kocham błękit jego oczu.
    - Ja? – Zaśmiałem się. – Nie ma takiej możliwości, żebyś pokochał kogoś innego! – Od razu po tym, jak wypowiedziałem te słowa, moja pewność siebie zmalała, co było niezwyczajne. Tylko on potrafił wywołać we mnie zwątpienie w stosunku do rzeczy, które są niemal całkowicie pewne. To w pewien sposób ekscytujące, że potrafił pokonać moją najsilniejszą obronę bez żadnego wysiłku. – Bo tak jest, prawda? – zapytałem cicho.
    Nigdy nie mówił o swoich uczuciach, dlatego też delikatnie złapał moją dłoń, spoglądając w niebo. Nie było nic bardziej znaczącego, niż moment, w którym przełamuje swoją niechęć do dotknięcia drugiej osoby. Uśmiechnąłem się ponownie, splatając z nim palce, a on popatrzył w niebo, które stało się widoczne, gdy dotarliśmy nad rzeczkę. Drzewa nie rosły bezpośrednio na jej brzegach, więc i ja mogłem spojrzeć na płynące z wolna chmury.
    - Ta chmura przypomina zająca – podjął Yuu, wskazując podnosząc nasze splecione dłonie, żeby pokazać palcem tę, którą miał na myśli.
    - Ale nie ma ogonka – zaśmiałem się. – Ta wygląda jak pies. – Wskazałem inną. – To pewnie on ukradł zajączkowi ogonek.
    - A tam, nad nimi, wielkie jabłko?
    - Jabłkowy domek! – zawołałem radośnie.
    - W którym mieszka witaminowa czarownica razem ze swoim psem. I tu, na prawo jest rycerz, który chce ją pokonać w obronie wszystkich zajączków – stwierdził niezwykle entuzjastycznie w porównaniu do jego codziennej powagi, a ja roześmiałem się głośno, a chwilę później i Yuu do mnie dołączył.
    - Rycerz pochodzi ze smutnego królestwa paskudnego tranu, o tam, z tego wieloryba! – Pokazałem drżącą dłonią ogromna chmurę, w kształcie rzeczonego ssaka, nie mogąc przestać się śmiać. – Niestety w tranowym świecie wszyscy mają zbrodnię, a nie ubrania.
    - To w takim razie musi być twój dom, bo tam obok stoi baranek. – Wybuchnął śmiechem głośniej, kiedy popatrzyłem na niego z oburzeniem
    - Zaraz ci pokażę, kto tu jest baranem! – zawołałem i szybko znalazłem się za nim, obejmując go od tyłu za szyję i uwiesiłem się na jego plecach, obejmując go nogami. – Patataj!
    Yuu próbując opanować śmiech, ledwo pozwalający mu oddychać złapał moje nogi pod kolanami, żebym się nie zsuwał i ruszył posłusznie wzdłuż rzeki, na mój rozkaz zatrzymując się kilka razy, żebym mógł zejść i pozbierać rosnące nieopodal kwiaty.



    W samych majteczkach wyszedłem z łazienki, odgarniając z czoła wilgotne włosy. Kwadratowe mieszkanie miało ten plus, że mogłem wybrać dłuższą drogę przez kuchnię, aby zgarnąć ze sobą mleko i bezproblemowo wejść do niewielkiego pokoju, w którym Yuu dzielnie siedział przy biurku i pracował na laptopie. Na głowie wciąż miał uroczy, kolorowy wianek, który dla niego splotłem w drodze tutaj. Nie zwrócił większej uwagi na moje przybycie, z pewnością dlatego, że wszedłem drzwiami za jego plecami. Odstawiłem karton mleka na szafkę nocną i pozwoliłem sobie zajrzeć do szafy właściciela. Był ode mnie nieznacznie wyższy i lepiej umięśniony, to też wszystkie jego ubrania były na mnie za duże. Stanowczo za duże, ale to nic. Zupełnie niezrażony przeszukałem całą szafę, aż nie znalazłem milutkiego w dotyku, ciemnoniebieskiego t-shirtu z nadrukiem tygrysa i napisem „Inside I’m predator”, który chętnie ubrałem. Nie było w tym pomieszczeniu lustra, ale jestem pewien, że wyglądałem co najmniej uroczo i pociągająco. Następnie z biurka zaraz obok Yuu zabrałem jego etui i założyłem jego okulary „zerówki”, których i tak nigdy nie używał. Nieostrożny chłopiec.
    - Yuu. – Objąłem go od tyłu, przytulając policzek do jego policzka i spoglądając w tekst na monitorze laptopa. – Jestem czyściutki, pachnący, puchaty i jako pastereczka powinieneś zająć się swoim barankiem.
    Zatrzymał dłonie, przerywając pisanie i popatrzył na mnie kątem oka. Wyglądał przeuroczo, kiedy ta jego wiecznie zalizana do tyłu grzywka zaczynała opadać mu na oczy.
    - Mimo wszystko, muszę pracować. To moje okulary? – zapytał, wracając do pisania.
    - Tak. – Nadąłem policzki. – I tak nigdy ich nie nosisz. – Z niezadowolonym westchnieniem puściłem go. Przecież nie będę mu kazać przestać pracować. Jestem egoistą, ale nie aż tak.
    Znalazłem swój telefon w rzeczach zostawionych na komodzie, na której stały też osobiste kopie każdej z książek, które Yuu napisał. Musiałem przyznać, że kilku tytułów nie czytałem, ale większość jak najbardziej. Kim bym był, gdybym nie interesował się największą pasją mojej pastereczki?
    - Hej, Yuu, ktoś kiedyś widział tę koszulkę? – zapytałem, obracając się w jego stronę. Zanim zwrócił na mnie uwagę wykorzystałem moment, żeby zrobić sobie urocze selfie, pokazując znak pokoju i uśmiechając się radośnie.
    - Yuu? – spróbowałem zwrócić jego uwagę jeszcze raz. Westchnął.
    - Która? – zapytał.
    - Niebieska, z tygrysem.
    - Możesz spokojnie opublikować – stwierdził i tak też zrobiłem, dodając podpis „W niebie”, tak żeby się zastanawiali, po czym wyłączyłem telefon. Tak na wszelki wypadek. Rozejrzałem się po naprawdę czystym, ale trochę smutnie pustym pokoju, nie bardzo wiedząc, co powinienem ze sobą zrobić. Przeszkadzanie Yuu tylko go zdenerwuje, a odkąd jesteśmy parą to rzecz bardzo negatywna.
    Nagle Yuu wstał sprzed biurka, prawdopodobnie, żeby sięgnąć po którąś ze swoich poprzednich książek, ale stanął raczej nieruchomo, zawieszając na mnie wzrok. A ja, ja oczywiście wykorzystałem ten fakt od razu, uśmiechając się do niego niewinnie i odgarniając włosy za ucho.
    - O Jezu – skomentował cicho, zakrywając usta bokiem dłoni i odwracając ode mnie wzrok. Mogłem przysiąc, że na jego policzkach pojawił się rumieniec, wywołany początkową ekscytacją.
    - Yuu? – zapytałem z udawanym zmartwieniem, ale oboje wiedzieliśmy, że jedynie prowokowałem go do dalszej reakcji. Mojemu Yuu jednak brakowało subtelności, kiedy czegoś chciał i powoli opadł z powrotem na obrotowy fotel.
    - Chodź tu, Julianie – zarządził, a ja nie śmiałem odmówić. Podszedłem i usiadłem na jego kolanach na tyle wygodnie, na ile pozwalał mi fotel. Objąłem go za szyję, spoglądając w jego oczy. Zainteresowanie w jego oczach sprawiało mi radość. Delikatnie zdjął mi okulary z nosa i odłożył je na biurko, przy okazji zamykając laptopa. Palcami delikatnie przeczesał moje włosy, palec drugiej dłoni kładąc pod moją brodą i przyciągając mnie do ostrożnego, czułego pocałunku. Za każdym razem zaczyna od nowa, bawi się w motyla poznającego coś nowego, słodko i powoli całuje moje usta, ich kąciki i policzek, jak gdyby to mnie miał zranić. Potem zsuwa je niżej, na szyję, jak zrobił to przed chwilą i nabiera odwagi, zostawiając różowe ślady na moich ramionach w miejscach, z których może odsunąć koszulkę. Zapamiętał, żeby nie zostawiać ich na widoku, a ja na tę myśl zaśmiałem się krótko, co w jakiś sposób spotkało się z jego aprobatą i wrócił swoimi do moich ust, tym razem pewniej, chętniej i zachłanniej, a ja nie pozostałem mu dłużny.
    Nie sądziłem, że w takiej pozycji damy radę zdjąć ubrania i zresztą nie mieliśmy takiego zamiaru, bo najwyraźniej oboje uznaliśmy, że tak jest ciekawiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz